Reklamy
Artykuł
Aneta Pietrzak
Abrakadabra
Żyła sobie kiedyś dziewczynka. Urodziła się jako pierwsza i jedyna córka swojej matki. Jednak matka zbyt wcześnie odeszła. Dziewczynka została sama z ojcem, który tak bardzo pogrążył się w rozpaczy po stracie swej ukochanej żony, że zupełnie oślepł, ogłuchł i nikt już nigdy nie miał z nim kontaktu.
Dziewczynka była więc sama na świecie. Każdego dnia starała się, aby wszystko było jak dawniej, jak wtedy, kiedy mama jeszcze z nimi była. Gotowała, sprzątała, prała i dbała o ojca, ale on jej ani nie widział, ani nie słyszał. Wychodził z domu i długo nie wracał, a z czasem zaczął bywać w domu coraz rzadziej i tylko na chwilę, a dziewczynka czuła się coraz bardziej smutna i samotna.
Zauważyła jednak, że gdy głośno krzyczy, to ojciec patrzy w jej stronę, jakby widział i słyszał, a może jej się tylko zdawało? Krzyczała więc często i uśmiechała się do ojca najładniej jak potrafiła i czekała z nadzieją, że kiedyś znów ją zobaczy i usłyszy.
Pewnego dnia dostrzegała kawałek kolorowej tkaniny wystający z szafy. Była to ukochana spódnica jej mamy. Wiele lat wcześniej matka dziewczynki otrzymała ją od swojej matki - własnoręcznie uszytą spódnicę z kawałków kolorowego materiału.
Dziewczynka natychmiast ją założyła.
Spódnica była o wiele za duża, o wiele za szeroka, więc związała ją sobie w pasie sznurkiem. Od tamtej pory już się z nią nie rozstawała. Spódnica również zdawała się przylgnąć do dziewczynki na stałe. Czasami przekręcała się tak, że z przodu był pas zielony i wtedy serce dziewczynki wypełniało się nadzieją, czasem niebieski i wtedy miała przeczucie, że jest coś więcej, coś wielkiego i potężnego, jak niebo, czasem żółty, jak światełko w ciemności, które daje wskazówki, a czasem czerwony lub różowy. Pasy czerwony i różowy mieszały się ze sobą i nigdy nie było wiadomo, gdzie się kończy jeden, a zaczyna drugi. Ten fragment spódnicy dziewczynka lubiła najbardziej i dlatego, kiedy tylko sobie przypomniała, przekręcała spódnicę tak, aby czerwono-różowy był z przodu.
Kiedy ojciec wracał do domu - przechadzała się dumnie przed jego oczami, albo wirowała i pląsała niczym motyl, wtedy spódnica wyglądała najpiękniej. Ojciec z początku zdawał się nie zauważać dziewczynki, jednak pewnego dnia przemówił do niej. Jego słowa były ostre, a oddech cuchnący. Nie chciała słuchać. Jego słowa dusiły ją niczym ramiona atlety, próbowała zasłonić uszy, nie słuchać, nie patrzeć, ale jego słowa były silniejsze. Huczały w głowie i wyrywały serce.
Długo biegła przed siebie, aż w końcu zabrakło jej sił i poczuła, że upada na coś miękkiego i chłodnego.
Kiedy się ocknęła, zobaczyła, że jest w lesie. Nie wiedziała, jak się w nim znalazła i jak długo spała. Jej kolorowa spódnica była cała w strzępach, brudna, podarta, ociekająca błotem. Próbowała się podnieść, ale nie mogła. Leżała więc z głową opartą o pień drzewa i obserwowała błękitne niebo, zielone liście drzew, czerwone połyskujące poziomki i różowiące się maliny. Wygładziła spódnicę i obiecała sobie, że jak tylko nabierze sił, znajdzie strumień i oczyści spódnicę, by jej kolory znów były piękne i by przypominały mamę.
Nucąc sobie piosenkę dla otuchy, powoli podniosła się z ziemi, ale ciężko jej było ustać na nogach. Kiwała się z boku na bok, każdy krok sprawiał jej ból i cierpienie.
Zbliżała się noc. W pobliżu zobaczyła jaskinię. Pomyślała, że to dobre miejsce na nocleg i z wielkim trudem, podtrzymując się drzew, kiedy już noc całkowicie zawładnęła światem, znalazła się przed wejściem do jaskini. Wczołgała się do środka i niemal natychmiast zasnęła.
"Dość już skorzystałaś z mojej gościnności!" - usłyszała nad sobą chrapliwy, nieprzyjemny głos. "Teraz musisz za gościnę zapłacić. Będziesz moją służącą! Czy potrafisz gotować, prać i sprzątać?"
U wejścia do jaskini stał mały dziwnie wyglądający człowieczek, który swoim długim, szpetnym paluchem zakończonym haczykowatym pazurem wskazywał na nią.
"Tak, potrafię" - odpowiedziała cichutko.
"Przekonamy się. Bo jeżeli nie, będę cię musiał zabić. Nikt nie dostaje od karła niczego za darmo. Pamiętaj o tym głupie dziewczę! I zdejmij ten wstrętny łach, który masz na sobie!"
Kiedy dziewczynka zdjęła spódnicę, karzeł ze złością cisnął ją w ogień.
Od tej pory dziewczyna każdego dnia wstawała, zanim karzeł się obudził, rozpalała ogień na palenisku, gotowała mu strawę z tego, co udało się jej znaleźć w lesie. Kiedy karzeł się nasycił, wolno jej było zjeść to, czego on nie dojadł i wypić to, czego nie dopił. Kiedy wychodził z jaskini, sprzątała, prała jego ubrania i gotowała dla niego kolację. Karzeł nigdy jej nie zaprosił do swojego stołu, a kiedy jadł, miała cierpliwie czekać, aż skończy, dopiero potem sama mogła zjeść resztki.
Dziewczynka starała się bardzo, pracowała ciężko, ponad swoje siły. Codziennie wymyślała coraz to wspanialsze potrawy, szorowała i polerowała każdy, nawet najmniejszy kamyczek w ścianach i podłodze jaskini, tak że można się było w nich przejrzeć. Przynosiła świeże kwiaty, a do prania ubrań karła dodawała ziół, by pięknie pachniały i by zapewniły mu zdrowie. Jednak karzeł ciągle był niezadowolony i ciągle mu się coś nie podobało. Był wobec niej oschły i nieprzyjemny, toteż odczuwała ulgę, kiedy wychodził i długo nie wracał.
Nigdy oczywiście nie wiedziała dokąd karzeł chodzi, ale bardzo bała się go o to zapytać.
Pewnego dnia karzeł wrócił wcześniej niż zwykle i powiedział: "Chodź tu dziewczyno! Nie jesteś może najdoskonalsza, popełniasz błędy i wiele niedociągnięć jest w twojej pracy, ale chcę, żebyś wiedziała, że nie jestem bez serca. Pozwolę ci tu zostać na zawsze. Dam ci schronienie i opiekę. Będzie ci ze mną dobrze. Sama widzisz - nie spotkała cię u mnie żadna krzywda, prawda?" - na twarzy karła przebłysnął cień uśmiechu.
"Prawda" - odpowiedziała dziewczynka nieśmiało. Przez głowę przeszła jej myśl, że rzeczywiście było jej tu nienajgorzej. Może i pracowała ciężko, a karzeł nie był wobec niej zbyt miły, ale też nie robił jej nic złego. Miała co jeść, miała dach nad głową, czego więcej potrzeba do życia?
Karzeł podszedł do dziewczyny, musnął swoimi szorstkimi rękami jej delikatny policzek, po czym wcisnął jej w dłoń zawiniątko. "Wiem, że może jestem zbyt hojny, ale niech tam, moja strata! W woreczku jest dokładnie sto nasionek. Każde nasionko posadź wieczorem przed pójściem spać i pomyśl jedno marzenie. Jeśli roślinka wyrośnie do rana, marzenie się spełni. Pamiętaj, dziewczyno, tylko dobre marzenia się spełniają! Złe marzenia przynoszą cierpienie i ból". Za sto dni się z tobą ożenię. Zaśmiał się nie otwierając ust i poszedł spać na swoje świeżo pościelone legowisko.
Kiedy chrapanie karła rozległo się po całej jaskini, dziewczynka wyjęła jedno nasionko i zastanawiając się, jakie wybrać marzenie, posadziła je w małym ogródku przed jaskinią i podlała. "Chciałabym, żeby Karzeł pozwolił mi jeść przy stole" - wypowiedziała niepewnie.
Jak zwykle obudziła się o świcie, żeby przygotować posiłek zanim Karzeł wstanie. Zobaczyła, że roślinka nie wyrosła. "Może źle ją posadziłam? - zastanawiała się dziewczynka. A potem przypomniała sobie słowa karła: "tylko dobre marzenia się spełniają", "Kimże ja jestem, żeby marzyć o siedzeniu przy stole u jego boku! Jak mogłam pomyśleć, że to marzenie się spełni?"
Następnego wieczoru, kiedy karzeł już poszedł spać, posadziła drugie nasionko w ogródku i podlała je. "Chciałabym, żeby karzeł był ze mnie zadowolony". Ale i tym razem nic nie wyrosło. "Jak mogłam pomyśleć, że karzeł może być ze mnie zadowolony? Ze mnie?" - pomyślała.
Kolejnego wieczoru znów posadziła nasionko i podlała je. "Chciałabym mieć więcej pokory i skromności." - ale i tym razem roślinka nie wykiełkowała.
Mijały noce i dni, każdego wieczoru sadziła jedno nasionko, ale żadna z roślinek nie wyrosła.
Pewnej nocy przyśnił jej się sen. Na wielkim wozie zaprzęgniętym w potężne lwy o ludzkich głowach siedział wojownik. W ręku trzymał tarczę, na której było napisane: "Abrakadabra odgadnij zagadkę. Znajdź zaklęcie, które pozwoli ci na wolny przejazd".
"Dziwny sen." - Pomyślała dziewczynka, a jednocześnie czuła, że to coś ważnego.
Rano, kiedy szykowała karłowi śniadanie, zapytała: "Kochany karle, co oznacza słowo abrakadabra?"
Karzeł bardzo się oburzył: "Nigdy więcej nie wymawiaj głośno tego słowa! Nie ma z nim żartów, jego działanie jest o wiele silniejsze niż możesz zrozumieć głupia dziewczyno!"
Abrakadabra nie dawało jej jednak spokoju. Wciąż przed oczami miała napis na tarczy ze snu, ale za nic nie mogła zrozumieć jego znaczenia.
Następnego dnia, kiedy sadziła kolejne nasionko powiedziała cichutko: "Abrakadabra. Co to oznacza? Może to imię tego wojownika? Abrakadabra, wojowniku powiedz sam, czego ja mogę pragnąć? Wszystko czego potrzebuję, mam tutaj u karła. Nie zagrażają mi dzikie zwierzęta, jest ciepło, mam co jeść? Niczego mi nie brakuje. I wtedy przypomniała sobie, jak dawniej tańczyła w maminej spódnicy z kolorowych skrawków i wyobrażała sobie, że jest motylem, a spódnica tak pięknie wirowała wokół niej? Żebym znów miała taką spódnicę?" Szybko otarła łzę, która niewiadomo skąd pojawiła się na jej policzku.
Kiedy obudziła się rano, karła już nie było. Wrócił koło południa dźwigając na plecach spory tobołek. "Kupiłem na targu materiał. Uszyj mi z niego nowe ubranie. Wieczorem ma być gotowe." - zażądał i wyszedł jak zwykle w sobie tylko znanym kierunku.
Przez cały dzień pilnie szyła dla karła ubranie, nie zapominając o wypełnieniu swoich codziennych obowiązków. Białe płótno było dość sztywne, toteż palce miała całe pokłute, a i oczy odmawiały posłuszeństwa. Wieczorem kiedy karzeł wrócił do domu, ubranie było gotowe; miało wyjątkowo staranne ściegi i drobne hafty zdobiące mankiety i kołnierzyk.
"No, masz szczęście, dziewczyno! Nie jest najlepiej, widać, że jesteś niezbyt biegła w szyciu, ale nie ma czasu na poprawki. Jutro nasz ślub. Z resztek uszyj sobie suknię ślubną. Nie pójdziesz przecież w swoich starych łachach!" - powiedział karzeł i zabrał się do jedzenia kolacji.
Dziewczynka zajrzała do woreczka i zobaczyła, że istotnie, na dnie jest tylko jedno małe nasionko, już ostatnie. "Dziś zasadzę setne nasionko. A jutro zostanę żoną karła" - pomyślała w duchu i wzięła parę głębokich oddechów, żeby się nie rozpłakać. Karzeł szybko zasnął, a ona długo w noc siedziała i szyła swoją suknię ślubną. Zastanawiała się, jakie powinno być jej ostatnie marzenie, marzenie wypowiedziane ostatniego wieczoru, zanim zostanie żoną karła.
Nic szczególnego jej jednak nie przychodziło do głowy. "Zażyczę sobie pięknego ślubu, albo welonu, albo szalu żeby przykryć górę, bo ledwie na spódnicę tych skrawków wystarczy. A zresztą! I tak marzenie się nie spełni. I tak roślinka nie wyrośnie. Trudno. Niech się dzieje wola nieba" i wyszła na zewnątrz, żeby posadzić nasionko.
Kiedy ukucnęła w trawie, zobaczyła, że w miejscu, gdzie posadziła nasionko poprzedniego wieczoru, wyrósł piękny tulipan. Każdy jego płatek był inny, jeden zielony, jeden niebieski, jeden żółty, jeden czerwony i jeden różowy.
Uśmiechnęła się, bo tym razem wiedziała, jakie życzenie wypowiedzieć?
Następnego dnia założyła uszytą własnoręcznie spódnicę ze skrawków. Na białej tkaninie ostro połyskiwały doszyte tulipanowe płatki: zielony, niebieski, żółty, czerwony i różowy. We włosy wpięła różę, która urosła tej nocy z ostatniego nasionka. Najpiękniejszą różę, jaką dziewczynka kiedykolwiek widziała. Była gotowa.
Kiedy przyszedł po nią wystrojony w swoje nowe ubranie karzeł, dziewczyna gestem dłoni wskazała mu miejsce przy stole. Stół był pięknie nakryty na dwie osoby: dwa talerze, dwa komplety sztućców i dwa kieliszki wypełnione winem różanym.
Zanim karzeł zdążył wyrazić swój sprzeciw, sama usadowiła się na przybranym płatkami róż krześle naprzeciwko niego.
"Wypijmy toast." - powiedziała do karła.
"Toast, żebyś mi była posłuszną i pokorną żoną! Dzisiaj ci podaruję, ale nigdy więcej nie chcę widzieć, że siadasz przy stole, przy którym jem ja! Nigdy, rozumiesz!" - wykrzyknął karzeł cały czerwony ze złości.
"Nie, karle. Wypijemy toast za marzenia." - powiedziała spokojnie. "Wypijemy za to, żeby zawsze wiedzieć, które z nich mają sens, aby w życiu zawsze płynąć w swoim kierunku".
"A teraz, kiedy już wypiłeś moje wino i zjadłeś moje jedzenie, odejdź stąd. I tak pozwoliłam ci być moim gościem zbyt długo" - rzekła dziewczyna, tym razem stanowczo.
Karzeł niemal się zakrztusił z wściekłości: "Ty niewdzięczne stworzenie! Byłaś moją służącą, byłaś nikim. Przygarnąłem cię! Chciałem się z tobą ożenić, ale ty?"
"Zamilcz!" - krzyknęła dziewczyna. Czy nadal uważasz, że mogłabym zostać twoją żoną? Że mogłabym dzielić swoje łoże i stół z kimś, kto nie istnieje? Patrz!" Chwyciła karła mocno za kark, by spojrzał w lustro. "Czy widzisz swoje odbicie? Karle, powiedz czy ty istniejesz?"
"Jakie marzenie wypowiedziałaś dziewucho! Jakie marzenie wypo? niewdzię?.dziewu?." - głos karła urywał się i bladł z każdym jego słowem.
Zanim powiedziała, jakie było jej ostatnie marzenie, karzeł zaczął się kurczyć i kurczyć, a po chwili nie zostało już po nim nic.
"Karle, moje ostatnie marzenie to zawsze iść za głosem serca, by widzieć to, co powinnam zobaczyć, by wybierać to, co dla mnie dobre, a kiedy trzeba, by stać się ogniem, którego się nie da zgasić lub zatrzymać".
Skomentuj artykuł
Zobacz komentarze do tego artykułu
Dziewczynka była więc sama na świecie. Każdego dnia starała się, aby wszystko było jak dawniej, jak wtedy, kiedy mama jeszcze z nimi była. Gotowała, sprzątała, prała i dbała o ojca, ale on jej ani nie widział, ani nie słyszał. Wychodził z domu i długo nie wracał, a z czasem zaczął bywać w domu coraz rzadziej i tylko na chwilę, a dziewczynka czuła się coraz bardziej smutna i samotna.
Zauważyła jednak, że gdy głośno krzyczy, to ojciec patrzy w jej stronę, jakby widział i słyszał, a może jej się tylko zdawało? Krzyczała więc często i uśmiechała się do ojca najładniej jak potrafiła i czekała z nadzieją, że kiedyś znów ją zobaczy i usłyszy.
Pewnego dnia dostrzegała kawałek kolorowej tkaniny wystający z szafy. Była to ukochana spódnica jej mamy. Wiele lat wcześniej matka dziewczynki otrzymała ją od swojej matki - własnoręcznie uszytą spódnicę z kawałków kolorowego materiału.
Dziewczynka natychmiast ją założyła.
Spódnica była o wiele za duża, o wiele za szeroka, więc związała ją sobie w pasie sznurkiem. Od tamtej pory już się z nią nie rozstawała. Spódnica również zdawała się przylgnąć do dziewczynki na stałe. Czasami przekręcała się tak, że z przodu był pas zielony i wtedy serce dziewczynki wypełniało się nadzieją, czasem niebieski i wtedy miała przeczucie, że jest coś więcej, coś wielkiego i potężnego, jak niebo, czasem żółty, jak światełko w ciemności, które daje wskazówki, a czasem czerwony lub różowy. Pasy czerwony i różowy mieszały się ze sobą i nigdy nie było wiadomo, gdzie się kończy jeden, a zaczyna drugi. Ten fragment spódnicy dziewczynka lubiła najbardziej i dlatego, kiedy tylko sobie przypomniała, przekręcała spódnicę tak, aby czerwono-różowy był z przodu.
Kiedy ojciec wracał do domu - przechadzała się dumnie przed jego oczami, albo wirowała i pląsała niczym motyl, wtedy spódnica wyglądała najpiękniej. Ojciec z początku zdawał się nie zauważać dziewczynki, jednak pewnego dnia przemówił do niej. Jego słowa były ostre, a oddech cuchnący. Nie chciała słuchać. Jego słowa dusiły ją niczym ramiona atlety, próbowała zasłonić uszy, nie słuchać, nie patrzeć, ale jego słowa były silniejsze. Huczały w głowie i wyrywały serce.
Długo biegła przed siebie, aż w końcu zabrakło jej sił i poczuła, że upada na coś miękkiego i chłodnego.
Kiedy się ocknęła, zobaczyła, że jest w lesie. Nie wiedziała, jak się w nim znalazła i jak długo spała. Jej kolorowa spódnica była cała w strzępach, brudna, podarta, ociekająca błotem. Próbowała się podnieść, ale nie mogła. Leżała więc z głową opartą o pień drzewa i obserwowała błękitne niebo, zielone liście drzew, czerwone połyskujące poziomki i różowiące się maliny. Wygładziła spódnicę i obiecała sobie, że jak tylko nabierze sił, znajdzie strumień i oczyści spódnicę, by jej kolory znów były piękne i by przypominały mamę.
Nucąc sobie piosenkę dla otuchy, powoli podniosła się z ziemi, ale ciężko jej było ustać na nogach. Kiwała się z boku na bok, każdy krok sprawiał jej ból i cierpienie.
Zbliżała się noc. W pobliżu zobaczyła jaskinię. Pomyślała, że to dobre miejsce na nocleg i z wielkim trudem, podtrzymując się drzew, kiedy już noc całkowicie zawładnęła światem, znalazła się przed wejściem do jaskini. Wczołgała się do środka i niemal natychmiast zasnęła.
"Dość już skorzystałaś z mojej gościnności!" - usłyszała nad sobą chrapliwy, nieprzyjemny głos. "Teraz musisz za gościnę zapłacić. Będziesz moją służącą! Czy potrafisz gotować, prać i sprzątać?"
U wejścia do jaskini stał mały dziwnie wyglądający człowieczek, który swoim długim, szpetnym paluchem zakończonym haczykowatym pazurem wskazywał na nią.
"Tak, potrafię" - odpowiedziała cichutko.
"Przekonamy się. Bo jeżeli nie, będę cię musiał zabić. Nikt nie dostaje od karła niczego za darmo. Pamiętaj o tym głupie dziewczę! I zdejmij ten wstrętny łach, który masz na sobie!"
Kiedy dziewczynka zdjęła spódnicę, karzeł ze złością cisnął ją w ogień.
Od tej pory dziewczyna każdego dnia wstawała, zanim karzeł się obudził, rozpalała ogień na palenisku, gotowała mu strawę z tego, co udało się jej znaleźć w lesie. Kiedy karzeł się nasycił, wolno jej było zjeść to, czego on nie dojadł i wypić to, czego nie dopił. Kiedy wychodził z jaskini, sprzątała, prała jego ubrania i gotowała dla niego kolację. Karzeł nigdy jej nie zaprosił do swojego stołu, a kiedy jadł, miała cierpliwie czekać, aż skończy, dopiero potem sama mogła zjeść resztki.
Dziewczynka starała się bardzo, pracowała ciężko, ponad swoje siły. Codziennie wymyślała coraz to wspanialsze potrawy, szorowała i polerowała każdy, nawet najmniejszy kamyczek w ścianach i podłodze jaskini, tak że można się było w nich przejrzeć. Przynosiła świeże kwiaty, a do prania ubrań karła dodawała ziół, by pięknie pachniały i by zapewniły mu zdrowie. Jednak karzeł ciągle był niezadowolony i ciągle mu się coś nie podobało. Był wobec niej oschły i nieprzyjemny, toteż odczuwała ulgę, kiedy wychodził i długo nie wracał.
Nigdy oczywiście nie wiedziała dokąd karzeł chodzi, ale bardzo bała się go o to zapytać.
Pewnego dnia karzeł wrócił wcześniej niż zwykle i powiedział: "Chodź tu dziewczyno! Nie jesteś może najdoskonalsza, popełniasz błędy i wiele niedociągnięć jest w twojej pracy, ale chcę, żebyś wiedziała, że nie jestem bez serca. Pozwolę ci tu zostać na zawsze. Dam ci schronienie i opiekę. Będzie ci ze mną dobrze. Sama widzisz - nie spotkała cię u mnie żadna krzywda, prawda?" - na twarzy karła przebłysnął cień uśmiechu.
"Prawda" - odpowiedziała dziewczynka nieśmiało. Przez głowę przeszła jej myśl, że rzeczywiście było jej tu nienajgorzej. Może i pracowała ciężko, a karzeł nie był wobec niej zbyt miły, ale też nie robił jej nic złego. Miała co jeść, miała dach nad głową, czego więcej potrzeba do życia?
Karzeł podszedł do dziewczyny, musnął swoimi szorstkimi rękami jej delikatny policzek, po czym wcisnął jej w dłoń zawiniątko. "Wiem, że może jestem zbyt hojny, ale niech tam, moja strata! W woreczku jest dokładnie sto nasionek. Każde nasionko posadź wieczorem przed pójściem spać i pomyśl jedno marzenie. Jeśli roślinka wyrośnie do rana, marzenie się spełni. Pamiętaj, dziewczyno, tylko dobre marzenia się spełniają! Złe marzenia przynoszą cierpienie i ból". Za sto dni się z tobą ożenię. Zaśmiał się nie otwierając ust i poszedł spać na swoje świeżo pościelone legowisko.
Kiedy chrapanie karła rozległo się po całej jaskini, dziewczynka wyjęła jedno nasionko i zastanawiając się, jakie wybrać marzenie, posadziła je w małym ogródku przed jaskinią i podlała. "Chciałabym, żeby Karzeł pozwolił mi jeść przy stole" - wypowiedziała niepewnie.
Jak zwykle obudziła się o świcie, żeby przygotować posiłek zanim Karzeł wstanie. Zobaczyła, że roślinka nie wyrosła. "Może źle ją posadziłam? - zastanawiała się dziewczynka. A potem przypomniała sobie słowa karła: "tylko dobre marzenia się spełniają", "Kimże ja jestem, żeby marzyć o siedzeniu przy stole u jego boku! Jak mogłam pomyśleć, że to marzenie się spełni?"
Następnego wieczoru, kiedy karzeł już poszedł spać, posadziła drugie nasionko w ogródku i podlała je. "Chciałabym, żeby karzeł był ze mnie zadowolony". Ale i tym razem nic nie wyrosło. "Jak mogłam pomyśleć, że karzeł może być ze mnie zadowolony? Ze mnie?" - pomyślała.
Kolejnego wieczoru znów posadziła nasionko i podlała je. "Chciałabym mieć więcej pokory i skromności." - ale i tym razem roślinka nie wykiełkowała.
Mijały noce i dni, każdego wieczoru sadziła jedno nasionko, ale żadna z roślinek nie wyrosła.
Pewnej nocy przyśnił jej się sen. Na wielkim wozie zaprzęgniętym w potężne lwy o ludzkich głowach siedział wojownik. W ręku trzymał tarczę, na której było napisane: "Abrakadabra odgadnij zagadkę. Znajdź zaklęcie, które pozwoli ci na wolny przejazd".
"Dziwny sen." - Pomyślała dziewczynka, a jednocześnie czuła, że to coś ważnego.
Rano, kiedy szykowała karłowi śniadanie, zapytała: "Kochany karle, co oznacza słowo abrakadabra?"
Karzeł bardzo się oburzył: "Nigdy więcej nie wymawiaj głośno tego słowa! Nie ma z nim żartów, jego działanie jest o wiele silniejsze niż możesz zrozumieć głupia dziewczyno!"
Abrakadabra nie dawało jej jednak spokoju. Wciąż przed oczami miała napis na tarczy ze snu, ale za nic nie mogła zrozumieć jego znaczenia.
Następnego dnia, kiedy sadziła kolejne nasionko powiedziała cichutko: "Abrakadabra. Co to oznacza? Może to imię tego wojownika? Abrakadabra, wojowniku powiedz sam, czego ja mogę pragnąć? Wszystko czego potrzebuję, mam tutaj u karła. Nie zagrażają mi dzikie zwierzęta, jest ciepło, mam co jeść? Niczego mi nie brakuje. I wtedy przypomniała sobie, jak dawniej tańczyła w maminej spódnicy z kolorowych skrawków i wyobrażała sobie, że jest motylem, a spódnica tak pięknie wirowała wokół niej? Żebym znów miała taką spódnicę?" Szybko otarła łzę, która niewiadomo skąd pojawiła się na jej policzku.
Kiedy obudziła się rano, karła już nie było. Wrócił koło południa dźwigając na plecach spory tobołek. "Kupiłem na targu materiał. Uszyj mi z niego nowe ubranie. Wieczorem ma być gotowe." - zażądał i wyszedł jak zwykle w sobie tylko znanym kierunku.
Przez cały dzień pilnie szyła dla karła ubranie, nie zapominając o wypełnieniu swoich codziennych obowiązków. Białe płótno było dość sztywne, toteż palce miała całe pokłute, a i oczy odmawiały posłuszeństwa. Wieczorem kiedy karzeł wrócił do domu, ubranie było gotowe; miało wyjątkowo staranne ściegi i drobne hafty zdobiące mankiety i kołnierzyk.
"No, masz szczęście, dziewczyno! Nie jest najlepiej, widać, że jesteś niezbyt biegła w szyciu, ale nie ma czasu na poprawki. Jutro nasz ślub. Z resztek uszyj sobie suknię ślubną. Nie pójdziesz przecież w swoich starych łachach!" - powiedział karzeł i zabrał się do jedzenia kolacji.
Dziewczynka zajrzała do woreczka i zobaczyła, że istotnie, na dnie jest tylko jedno małe nasionko, już ostatnie. "Dziś zasadzę setne nasionko. A jutro zostanę żoną karła" - pomyślała w duchu i wzięła parę głębokich oddechów, żeby się nie rozpłakać. Karzeł szybko zasnął, a ona długo w noc siedziała i szyła swoją suknię ślubną. Zastanawiała się, jakie powinno być jej ostatnie marzenie, marzenie wypowiedziane ostatniego wieczoru, zanim zostanie żoną karła.
Nic szczególnego jej jednak nie przychodziło do głowy. "Zażyczę sobie pięknego ślubu, albo welonu, albo szalu żeby przykryć górę, bo ledwie na spódnicę tych skrawków wystarczy. A zresztą! I tak marzenie się nie spełni. I tak roślinka nie wyrośnie. Trudno. Niech się dzieje wola nieba" i wyszła na zewnątrz, żeby posadzić nasionko.
Kiedy ukucnęła w trawie, zobaczyła, że w miejscu, gdzie posadziła nasionko poprzedniego wieczoru, wyrósł piękny tulipan. Każdy jego płatek był inny, jeden zielony, jeden niebieski, jeden żółty, jeden czerwony i jeden różowy.
Uśmiechnęła się, bo tym razem wiedziała, jakie życzenie wypowiedzieć?
Następnego dnia założyła uszytą własnoręcznie spódnicę ze skrawków. Na białej tkaninie ostro połyskiwały doszyte tulipanowe płatki: zielony, niebieski, żółty, czerwony i różowy. We włosy wpięła różę, która urosła tej nocy z ostatniego nasionka. Najpiękniejszą różę, jaką dziewczynka kiedykolwiek widziała. Była gotowa.
Kiedy przyszedł po nią wystrojony w swoje nowe ubranie karzeł, dziewczyna gestem dłoni wskazała mu miejsce przy stole. Stół był pięknie nakryty na dwie osoby: dwa talerze, dwa komplety sztućców i dwa kieliszki wypełnione winem różanym.
Zanim karzeł zdążył wyrazić swój sprzeciw, sama usadowiła się na przybranym płatkami róż krześle naprzeciwko niego.
"Wypijmy toast." - powiedziała do karła.
"Toast, żebyś mi była posłuszną i pokorną żoną! Dzisiaj ci podaruję, ale nigdy więcej nie chcę widzieć, że siadasz przy stole, przy którym jem ja! Nigdy, rozumiesz!" - wykrzyknął karzeł cały czerwony ze złości.
"Nie, karle. Wypijemy toast za marzenia." - powiedziała spokojnie. "Wypijemy za to, żeby zawsze wiedzieć, które z nich mają sens, aby w życiu zawsze płynąć w swoim kierunku".
"A teraz, kiedy już wypiłeś moje wino i zjadłeś moje jedzenie, odejdź stąd. I tak pozwoliłam ci być moim gościem zbyt długo" - rzekła dziewczyna, tym razem stanowczo.
Karzeł niemal się zakrztusił z wściekłości: "Ty niewdzięczne stworzenie! Byłaś moją służącą, byłaś nikim. Przygarnąłem cię! Chciałem się z tobą ożenić, ale ty?"
"Zamilcz!" - krzyknęła dziewczyna. Czy nadal uważasz, że mogłabym zostać twoją żoną? Że mogłabym dzielić swoje łoże i stół z kimś, kto nie istnieje? Patrz!" Chwyciła karła mocno za kark, by spojrzał w lustro. "Czy widzisz swoje odbicie? Karle, powiedz czy ty istniejesz?"
"Jakie marzenie wypowiedziałaś dziewucho! Jakie marzenie wypo? niewdzię?.dziewu?." - głos karła urywał się i bladł z każdym jego słowem.
Zanim powiedziała, jakie było jej ostatnie marzenie, karzeł zaczął się kurczyć i kurczyć, a po chwili nie zostało już po nim nic.
"Karle, moje ostatnie marzenie to zawsze iść za głosem serca, by widzieć to, co powinnam zobaczyć, by wybierać to, co dla mnie dobre, a kiedy trzeba, by stać się ogniem, którego się nie da zgasić lub zatrzymać".
- Autorka jest pedagogiem i psychologiem, wykładowcą akademickim, partnerem w firmie doradczej. Prowadzi Pracownię Art&Growth. Tworzy i prowadzi programy rozwoju talentów, pozytywnie zakręcona na punkcie nieszablonowych metod pracy coachingowo-counselingowej. Społecznie zaangażowana, łączy siły ludzi różnych specjalności i doświadczeń - np. w ogólnopolski projekt "Kobieta w kryzysie".
Opublikowano: 2011-03-03
Zobacz komentarze do tego artykułu
- Autor: impresja Data: 2011-04-19, 17:29:44 Odpowiedz
Czy codziennie?
Tak.
Chętnie mogłabym takie bajki czytać.
Dziękuję bardzo.
(). ... Czytaj dalej - I ja dziękuję również;) - Dzwonecznik, 2013-04-30, 23:37:19
- RE: Abrakadabra - krakers, 2013-05-05, 14:26:42